sobota, 28 lipca 2012

La bella confusione...czyli Italia vs USA pojedynek GIGANTÓW nieobiektywny bardzo

Wczorajsza burza zakpiła sobie ze mnie, i kiedy ja poprawiałam swoje literówki, edytując wpis na blogu nagle- tak po prostu, bez zapowiedzi prąd sobie poszedł gdzieś tam, ani się nie pożegnał,
 a i jeszcze zabrał kompana- czyli mój internet i wyruszyli w sobotni wieczór gdzieś przed siebie, tym samym moje myśli nie zostały zapisane, co mnie dzisiaj rano bardzo poirytowało, ale cóż, wypiłam kawę i postaram się odtworzyć, co napisałam wczoraj, bo to dla mnie osobiście ważny aspekt podróży.

Przegryzam słoneczne popołudnie jeszcze kwaśnymi papierówkami, zrywanymi prosto z małej jabłonki przed domem. Letnia cisza przed burzą. Podróżniczą burzą. Dopada mnie reisefieber.Za tydzień będę już w drodze . Najpierw Wrocław. Potem Warszawa.W pierwszy niedzielny poranek sierpnia razem z moimi towarzyszami podróży staniemy na płycie lotniska Chopina w Warszawie.
 Cudownie bulgocze  na fb Programu Liderzy PAFW, gdzie wczytuję się z uwagą, ale też z uśmiechem  w rady, spostrzeżenia, doświadczenia tych Liderów, którzy wizytę studyjną w USA mają już za sobą. 
 Aneta Kielak, jedna z "nas" sprawdziła prognozę pogody na naszą wyprawę- ma być upalnie, ok. 30 stopni :) . 
Wymieniamy się uwagami, co tak naprawdę włożyć do walizki. Marta Plewowska pisze, że "zazdrości" nam przede wszystkim widoku Nowego Jorku i MoMA- The Museum of Modern Art. Zajrzałam na stronę- i już powiało wielkim światem.
Dziś mam melancholijny nastrój.
Moje kuzynki wczoraj wieczorem wyjechały z rodzinami nad włoski Adriatyk. Moja siostra Kasia z mężem za kilka chwil wsiądzie do swojej toyoty, by znów odwiedzić Vetulonię, jedno z tysiąca pięknych miejsc 
w Toskanii. Vetulonia urzekła nas w tamtym roku. To jedna z najbardziej znanych osad tajemniczych Etrusków. Położona tak wysoko, że chyba wyżej być nie może! Widoki, pyszne jedzenie, w pobliżu Siena, Florencja, Cortona...la dolce vita far niente!
Pewnie, gdyby nie mój wylot do Stanów, jak zawsze dałabym się uwieść włoskiej prostocie, sztuce, jedzeniu...
Podświadomie, kiedy myślę o Toskanii i USA włącza się porównywarka myślowa, choć nie da się przecież porównać tych dwóch światów! Nie potrafię w tym momencie odpowiedzieć sobie na pytanie: gdzie będzie mi lepiej? Mogę przecież jedynie ulegać tylko złudnym stereotypom myślowym, jednoznacznym skojarzeniom, a to byłoby bardzo złudne, mało refleksyjne i płytkie. Nie tego chcę. Więc porównywanie jest, ale bez wartościowania.
To prawda, jak wszystkie kobiety w mojej rodzinie jestem italofilką, nieprzytomnie zakochaną 
w Toskanii. to miłość bezwarunkowa.Lubię nawet wszystko to, co innych ludzi we włoskim stylu życia drażni, irytuje czy śmieszy. Mam nawet wrażenie,że w poprzednim życiu byłam włoszką- mieszkałam w starym casa. To pewne- pasłam kozy między starymi pniami niskich drzewek oliwnych. Niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba, gdybym tylko jeszcze mogła pisać, gotować, fotografować, szwendać się po wiejskich jarmarkach, czytać książki, zaglądać do wiejskich kościółków i pić vin santo z rodziną i przyjaciółmi przegryzając białym toskańskim chlebem bez soli , polanym złocistozieloną, cierpką oliwą. I trzymać ukochaną osobę za rękę. Jestem tak stęskniona i tak zafiksowana na Italię, że na potrzeby tej irracjonalnej pewnie tęsknoty piszę sobie do szuflady takie opowiadania zawieszone gdzieś w czasoprzestrzeni między wiekami, między Polską a Italią. I ja tam mam swojego avatara. Jestem po prostu Giną.
Mam cichą nadzieję,że w następnym życiu też będę włoszką. Może jakaś artystyczna kawiarnia? Hmmmm....Muszę podgadać ze specjalistą- Jakubem Jakubowskim. On zna się na rzeczy! Może podczas lotów, kiedy będzie mnie dopadać strach. Zagaję do Jakuba, zamknę oczy i wszystko to sobie zwizualizuję!
Czyli pojawiało się porównanie, całkiem spontanicznie. Bo tęsknię za Toskanią, a przede mną zupełnie nowa perspektywa podróżnicza, na którą się otwieram całkowicie,z której się tak bardzo cieszę.
Stary Kontynent kontra gigant współczesnego świata. Italia vs USA.
Europa- kolebka mojej tożsamości, dumy i zażenowania. Tyleż historii budujących, krzepiących, łapiących za serce, co tych, o których pamiętać nie chcemy, ale powinniśmy.
I Italia, Toskania. Florencja, Siena, Montepulciano, Cortona, Piza i każda najmniejsza mieścina i wioska i kamień. Ogród Sztuk, Rinascimento, okrutni Borgiowie i Medyceusze.  Mistrzowie, Artyści, Filozofowie, Władcy i Wizjonerzy. Rafaello, Buonarotti, Savanarolla, da Vinci, Petrarka, Fra Angelico...wymienianie wszystkich nie ma sensu. To jak wielka księga telefoniczna w kilku tomach.
Najcudowniejsze w wędrówkach po Italii jest to, że każde miasteczko czy wioska jest bogactwem historii, sztuki, cywilizacji europejskiej. To największa galeria sztuki. Każdy wiejski, malutki i niepozorny kościółek kryje skarby gigantyczne dla tych, co karmią się starymi freskami, ołtarzami, chrzcielnicami, portykami. Niektóre gaje oliwne rozłożone po toskańskich wzgórzach pamiętają czasy Imperium, a dróżka, którą właśnie stąpasz należy do starożytnego szlaku Via Aurelia...
To wszystko widziałam, słyszałam, dotykałam, smakowałam. To jest mój dom. Moja wewnętrzna emigracja. Te widoki chłonę, podziwiam. Winnice wzruszają mnie tak samo jak bambini umorusane gellata. Jak staruszki zmieniające zwiędłe kwiaty w przydrożnych kapliczkach. I espresSo w maleńkiej jak naparstek filiżance,w miejscu, gdzie nikt się nie spieszy, a wszyscy mówią sobie " salve" na powitanie.
Przede mną zupełnie inna podróż. Tak myślę. Moje wyobrażenia o Stanach jak już pisałam wcześniej są bardzo tendencyjne.
Gigant cywilizacyjny, Niezwykła różnorodność, kontrasty etniczne, kulturowe, rasizm. Bum przemysłowy początku XX wieku i wielka emigracja ( wśród nich Italieńcy- bosi, głodni, zdeterminowani myślą,że Ameryka to Paradiso. Czytam właśnie przejmującą książkę na ten temat " ci przybysze z Włoch myli się tylko dwa razy w życiu- kiedy się rodzili i kiedy ich wkładano do trumny").
I Konstytucja jeszcze się przewija w myślach,wojna północ-południe, Nelson Mandela, Las Vegas, Route 66, Charlie Chaplin i mit " od pucybuta do milionera" i strzeliste wieżowce na Manhattanie.
Czy Stany uwiodą mnie? To oczywiste. 
I nie dlatego, bym miała porzucić Italię, lecz by ciągle i ciągle dziwić się światu- jego różnorodności, nieprzewidywalności, rozedrganiu...
Otwieram się po prostu na wszystkie doznania. Będę śledzić Amerykę wszystkimi zmysłami. Doniosę Wam skwapliwie o wszystkim co mnie zaintrygowało, rozśmieszyło, zdumiało, przeraziło, zniechęciło czy wzruszyło.
ps. Jakub Jakubowski równolegle ze mną prowadzi swój  autorski videoblog. Zapraszam gorąco! 
Jak wam się znudzi czytanie, zawsze można pooglądać! To pysznie się zapowiada! Relacje 
w różnych technikach, będzie co wspominać! Przeżyjcie tą wyprawę razem z nami!
A czy ten vidoeblog Jakuba będzie w stylu ambitnego kina europejskiego ( Cinema Paradiso Giuseppe Tornatore czy kina akacji lub drogi w amerykańskim stylu ( Tarantino, Burton, Cameron) zobaczymy. Najważniejsze, by w holywoodzkim stylu zakończył się happy endem! Czego sobie, moim towarzyszom podróży, naszym rodzinom i Wam przyjaciele życzę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz